„Nazywam się Andrzej Strzelecki. Większości osób mieszkających w Polsce kojarzę się z postacią z serialu 'Klan', w którym gram poczciwego, pierdołowatego lekarza ginekologa - Tadeusza Koziełłę” - tak rozpoczął swoją książkę wspomnieniową „Człowiek w jednej rękawiczce” prof. Andrzej Strzelecki, aktor, reżyser i pedagog.
Pierwsza emisja Kraj oryginalnej emisji Polska. Data premiery 23 czerwca 1997 (pilotowe odcinki w TVP1) 26 grudnia 1997 (regularna emisja w TVP2) Stacja telewizyjna TVP2, TVP Polonia, Stopklatka, TVP Seriale. Pierwsza emisja 26 grudnia 1997–25 grudnia 2010 Lata emisji 1997–2010 Status zakończony Format obrazu 4:3 (odcinki 1–872)
Andrzej Turczyn: Twoje rodzinne zdjęcia ze sesji zdjęciowej na strzelnicy zdobywają Internet. Duch w Narodzie zdaje się wracać na właściwe miejsce. Skąd pomysł na sesję fotograficzną z żoną i dziećmi na strzelnicy? Paweł Zbierski: Przygotowuję strzelnicę do otwarcia. Zastanawiałem się nad pomysłem do materiałów reklamowych i stwierdziłem, że pokazanie rodziny z bronią będzie zachętą do wizyty na naszej strzelnicy, także dla rodzin i nie tylko. Liczyłem się z głosami negatywnymi ale wiem, że umiem przed każdym obronić kwestię pomysłu obcowania najmłodszych z bronią i nie boję się krytyki. Zanim zapytam o kolejne sprawy, trochę autoreklamy poproszę. Gdzie ten obiekt, co to będzie i kiedy huczne otwarcie? Strzelnica będzie w Zduńskiej Woli ul. Łaska 5. To około 40 km od Łodzi. Strzelnica będzie miała kilka torów strzeleckich. Pierwszy tor – 3 stanowiska strzeleckie na 20 metrów, zainstalowane profesjonalne transportery tarcz. Drugi tor dwustanowiskowy także 20 metrów, bez transporterów – z założenia można po nim chodzić od linii otwarcia ognia do kulochwytu, także podczas gdy na torze „tarczowym” trwa strzelanie. Mamy zarejestrowany w PZSS strzelecki klub sportowy Milicon, o dosyć nietypowej i uważam bardzo ciekawej ofercie dla każdej osoby zainteresowanej strzelaniem. Strony internetowe Strzelnicy i Klubu uruchomimy przed otwarciem. Z klubem powiązane będzie nowe na skalę naszego kraju przedsięwzięcie – to niespodzianka dla wszystkich związanych z bronią w Polsce. Na razie jej nie zdradzę. Chcemy aby nasza strzelnica była nie tylko miejscem do strzelań. Jesteśmy patriotami – nawiązaliśmy współpracę z bardzo ciekawymi ludźmi i organizacjami. Planujemy wykłady, spotkania z weteranami i innymi interesującymi dla każdego postaciami. Chcemy by odwiedzający strzelnicę traktowali to miejsce w sposób szczególny, odwiedzali nas nie tylko aby postrzelać. Instruktorami do szkoleń cyklicznych będą operatorzy Polskich Sił Specjalnych – to dzięki firmie Milicon, której właściciel jest wiceprezesem naszego klubu. Szanujemy ciężką pracę tych którzy o nas dbają – żołnierzy, weteranów, ratowników medycznych, policjantów i strażaków. Ci ludzie będą mieli na strzelnicy zniżki. Bunkier, taką nazwę nadam strzelnicy, będzie miejscem otwartym dla każdego. To dla nas przyjemność gościć i uczyć całe rodziny. Mamy sekcję młodzików i doświadczonego instruktora. Marzeniem jest by nasi podopieczni zdobywali medale i będziemy im w tym pomagać. Otwarcie obecnie planujemy na sierpień. Znacznie się przesunęło w stosunku do planowanej pierwotnie daty. Wynika to z przystosowywania istniejącego budynku, zmiany przeznaczenia pomieszczeń i konieczności, przy wykonywaniu prac, spełnienia znacznie większej ilości przepisów niż przy budowie od zera. Ściśle współpracujemy z łódzkim WPA. Chciałbym też bardzo podziękować wszystkim tam pracującym za cierpliwość, życzliwość i olbrzymią pomoc. Wróćmy do zdjęć. Skąd Twoje przekonanie, że rodzinne zdjęcia na strzelnicy będą przyciągały chętnych na strzelnicę? Z doświadczenia. Kiedy moja Mama pierwszy raz zobaczyła, że starsza córka czyści ze mną karabiny w ogrodzie, prawie zemdlała. Kiedy odwiedzali nas znajomi z dziećmi i poruszaliśmy temat mojej pasji, na początku byli zdziwieni, sceptyczni, czasem wręcz w szoku. Wynika to z lat życia w takim nie innym systemie, w którym wmówiono nam, że broń to coś złego. Ci wszyscy sceptycznie nastawieni ludzie zmienili zdanie. Odwiedzili strzelnicę ze swoimi pociechami, zapisali się do klubów. Odkryli że sport strzelecki to bardzo fajny sposób spędzania czasu, a dla dzieci to dobra droga na rozwój sportowy. Przekonałem do strzelania i posiadania broni dziesiątki osób. Wracając do pytania. Wiedziałem, że te zdjęcia wzbudzą różne uczucia, ale wiedziałem, że efekt będzie osiągnięty, tj. więcej osób na strzelnicy, przekonanie swojej drugiej połowy że można strzelać razem, że jest to ciekawe i zupełnie bezpieczne, zainteresowanie młodzieży możliwością postrzelania z broni razem z rodzicami. Chcesz zainteresować strzelnicą i strzelaniem, ale z jakiego powodu? Co takiego ma w sobie to strzelanie, że Ty ludzi namawiasz, a oni dają się namówić? Strzelectwo daje mnóstwo korzyści. Te najprostsze, czyli taką zwykłą organiczną przyjemność jak jazda samochodem, jazda na nartach, zjedzenie dobrego posiłku czy obejrzenie rewelacyjnego filmu. Strzelectwo daje także satysfakcję z osiąganych wyników, rozwoju, postępów, pokonywania kolejnych etapów, zdrowego ale i zaciętego współzawodnictwa. Każdemu kto zaczyna strzelać wydaje się to bardzo proste, wziąć pistolet czy karabin i nacisnąć spust. Dopiero w miarę trenowania każdy uczy się i dostrzega jak wymagający to jest sport, jak wiele zmiennych wpływa na wyniki, jak wiele konkurencji mamy do dyspozycji. Jest to bardzo wciągające i ekscytujące niezależnie od wieku. Dla mnie bardzo ciekawym aspektem strzelectwa jest poznawanie nowych ludzi; w tym sporcie uczestniczą przedstawiciele wszystkich grup zawodowych. Uwielbiam jeździć na wszelkie konkursy i turnieje rozmawiać wymieniać się informacjami. Dzięki temu mam dosyć sporo nowych bliskich znajomych, z którymi spotykam się już poza zawodami. Sport strzelecki kształtuje charakter, wycisza emocje, uspokaja. Strzelający muszą być „poukładani”, wyeliminować nerwy i roztrzepanie. Tutaj wystarczy niewyspanie czy impreza i wyniki się pogarszają. Humorystycznym jest słuchanie kolegów jak mówią, że ich syn czy córka kładzie się wcześniej spać „bo jutro zawody”, co było nie do pomyślenia jakiś czas wcześniej. Strzelanie zmienia ludzi na plus. Każdy kto ma pozwolenie na broń sportową wie ile wysiłku kosztuje jego zdobycie i jak łatwo je stracić. Osoby dysponujące bronią są spokojniejsze, mniej ulegają emocjom, nie dają się prowokować i mają nad sobą większą kontrolę, nie z faktu możliwości posiadania broni za paskiem, ale z faktu, że z powodu błahostki, która dla osoby bez pozwolenia nie ma znaczenia, mogą pozwolenie i możliwość startu w zawodach utracić na długi czas życie. Mówiłeś o instruktorach z jednostek specjalnych. Czy sport to jedyna motywacja nauki strzelania? Sport to nie jedyna motywacja. Jestem mężczyzną, mam żonę i dwójkę dzieci. Używam różnych źródeł informacji, nie skupiam się na jednej stacji tv i gazecie. Sytuacja na świecie i w Europie zmienia się tak dynamicznie, że ciężko przewidzieć zagrożenia i im zapobiec. Moi adwersarze w dyskusjach o posiadaniu broni do obrony milkną, kiedy używam przykładów konfliktów zbrojnych w ostatnich lat: Jugosławia, Osetia, Ukraina czy Cypr – ludzie tacy jak my – mający rodziny, pracę, sprawujący swoje zwykłe czynności, masowo ginęli nie mając czym stawić oporu napastnikom. Nie regularnej armii, lecz też rozbestwionej przestępczej hołocie, która wykorzystuje czas konfliktu zbrojnego. Wojsko zajmuje się obroną obiektów militarnych, a zwykli ludzie mieszkający w domu, jak ja, też chcą żyć, muszą troszczyć się o najbliższych. Strasznie mnie drażnią „argumenty” krytyków posiadania broni, że to „chęci zabijania”. Określają nas jako „piewców cywilizacji śmierci”. To bzdury. Aby otrzymać pozwolenie na broń trzeba przejść dość wymagające badania lekarskie i psychologiczne. Niektórzy z nas, jak ja, przechodzili badania wielokrotnie, w celu uzyskania kolejnych pozwoleń i dopuszczeń. Pojawia się też argument, że jest policja. No cóż… mam policjantów w rodzinie, mam policjantów wśród bliskich kolegów, uczyłem policjantów strzelać. Przy całym szacunku do ich ciężkiej pracy, oni na serio nie potrafią posługiwać się bronią. Statystycznie oddają kilkanaście strzałów w roku. Ja i moi koledzy kilkaset tygodniowo + szkolenia. Przeciętny strzelec sportowy operuje bronią o niebo lepiej niż 90% policjantów. Oczywiście chciałbym aby to się zmieniło, ale jedyne co mogę zrobić to obniżyć ceny dla stróżów prawa na mojej strzelnicy. Nie jest to żart, tylko poważny problem naszego państwa. Mówię serio, służby w razie konfliktu nie są w stanie nas obronić. To nie tylko moje zdanie, ale też osób z tych służb, z którymi strzelam i się spotykam na co dzień. Do mnie do domu policja jedzie około 10 minut. Straż pożarna podobnie. Używając analogii, w domu mam 3 gaśnice i ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę jest ich użycie. Proszę mi nie odbierać prawa posiadania gaśnic, broni i samochodu. Przestępcy używają każdego z tych przedmiotów do krzywdzenia ludzi i nie przejmują się zakazami. Dziękuję za rozmowę. Bardzo podoba mi się nasz polski styl życia. W 1967 roku w tragicznych okolicznościach odeszła jego żona, aktorka Maria Tomaszewska, która targnęła się na własne życie. Dwa lata później, w 1969 roku, Andrzej Zaorski wziął drugi Krzysztof Krawczyk zmarł rok temu, 5 kwietnia 2021 roku, w niedzielę Wielkanocną. Dzięki swojej karierze łączył pokolenia i niewątpliwie pozostawił po sobie ogromną pustkę. Publiczność na zawsze zapamięta takie hity jak "Bo jesteś Ty" czy "Za Tobą pójdę jak na bal". Krzysztof Krawczyk inspirował tysiące fanów a także był przyjacielem wielu gwiazd. Jednak jego życie było również pełne dramatów. Krzysztof Krawczyk - historia jego fenomenu Spora nadwaga, niemodne wąsy, dziwna maniera śpiewania. Krzysztof Krawczyk miał wszystko, by wśród młodych ludzi uchodzić za symbol obciachu. Tymczasem on zdobywał nowych fanów właśnie wśród dwudziestoparolatków. Dowód? Krawczyk, który był na scenie ponad 55 lat, był chociażby królem juwenaliów. Żaden inny artysta nie zagrał tylu koncertów podczas studenckich świąt, co on. Na czym polegał fenomen Krawczyka? Co sprawiało, że chcieli i nadal chcą go słuchać ludzie, którzy mogliby być jego wnukami? Tajemnica tkwiła prawdopodobnie w niesamowitej energii i optymizmie piosenkarza, który, choć życie nie szczędziło mu problemów, potrafił podnieść się po każdej porażce. A miał ich w życiu sporo. Przypominamy tekst z magazynu "Party". Romans za romansem Tego, jak radzić sobie z nieszczęściami, nauczył się już w dzieciństwie. Gdy Krzysztof miał 16 lat, zmarł jego ukochany tata. "Kiedy ojciec umarł, poszedłem do pracy. Musiałem przejąć rolę głowy rodziny, bo matka była załamana. Miała 1200 złotych renty i dwoje dzieci – mnie i młodszego brata”, wspominał tamten moment w jednym z wywiadów. To, że musiał rzucić szkołę i utrzymywać rodzinę, nie było dla niego najgorsze. Jak sam mówił, największym ciosem było dla niego to, że Bóg, w którego tak mocno wierzył, go zawiódł i zesłał na niego taką tragedię. Krawczyk był tak zrozpaczony, że podczas pogrzebu krzyknął na całe gardło: „Boga nie ma”. A potem przez wiele lat żył tak, jakby chciał samemu sobie udowodnić, że nie ma sensu przestrzegać żadnych przykazań. Już rok po śmierci ojca założył z kolegami zespół Trubadurzy, który szybko podbił polską scenę muzyczną. Krawczyk, który był w nim gitarzystą i wokalistą, stał się idolem i ulubieńcem kobiet. Chętnie z tego korzystał i wiódł życie godne amerykańskiej gwiazdy rocka. Z upodobaniem do romansów i przygód na jedną noc nie zerwał nawet wtedy, gdy ożenił się z Grażyną Adamus. Ich małżeństwo trwało tylko kilka lat, a rozpadło się właśnie z powodu zdrad Krzysztofa. Piosenkarz specjalnie się tym nie przejął, był już wtedy zakochany w Halinie Żytkowiak, która w 1969 roku dołączyła do zespołu Trubadurzy. Krótko po rozwodzie z Grażyną postanowił ożenić się po raz drugi. Początkowo wydawało się, że jego małżeństwo z Haliną będzie trwałe. Łączyła ich nie tylko miłość, ale i podobne zainteresowania, z muzyką na czele. Poza tym Żytkowiak jeździła razem z nim w trasy koncertowe, co ograniczało możliwości ulegania pokusom. Do czasu. W 1973 roku Krawczyk odszedł z Trubadurów i rozpoczął karierę solową. Halina rozstała się z zespołem rok później i początkowo występowała razem z mężem. Ale po tym, jak urodziła syna, Krzysztofa Igora, zawiesiła swoją karierę. W tym czasie Krawczyk szedł jak burza. Choć wielu ludzi uważało, że odchodząc z Trubadurów, popełnił błąd i już nigdy nie będzie popularny, on udowodnił, że sam też może być wielką gwiazdą. Nagrywał przebój za przebojem, zdobywał nagrody na festiwalach, sprzedawał tysiące płyt, koncertował w całej Polsce, dawał również recitale za granicą – od Związku Radzieckiego przez Kubę aż po Australię. Sława znów uderzyła mu do głowy i znów czerpał ze swojej popularności pełnymi garściami. „Kiedyś myślałem, że poligamia to tak normalne jak zjedzenie tortu. Stanowiłem łakomy kąsek dla kobiet, które zawsze mnie jakoś wypatrzyły i upolowały. Jeszcze jedna używka poza ciepłą wódką, która istniała przed coca-colą. A kobietom zawsze się podobałem, od pierwszego razu”, wspominał po latach w jednym z wywiadów ten najbardziej szalony okres w swoim życiu. Dobra passa skończyła się w 1978 roku, kiedy to ówczesny prezes Radiokomitetu, czyli instytucji nadzorującej państwową telewizję i rozgłośnie radiowe, zdecydował, że Krawczyk i jego utwory mają zniknąć z mediów. Choć wcześniej piosenkarz nagrał cieszący się ogromnym powodzeniem utwór „Jak minął dzień”, to w państwowym radiu i telewizji nie można go było usłyszeć. Krawczyk mocno przeżył ten bojkot, ale się nie poddał. Rok później postanowił, że wraz z żoną i synem wyjedzie do Stanów Zjednoczonych i spróbuje tam zrobić karierę. Ale Ameryka nie padła przed nim na kolana. Owszem, koncertował, ale na jego występy przychodziła głównie Polonia. Żeby utrzymać rodzinę, Krzysztof musiał znaleźć dodatkową pracę i zajmował się kryciem dachów. Jeszcze gorzej miała Żytkowiak, która w chwili wyjazdu z Polski nie cieszyła się taką popularnością jak jej mąż, więc nawet wśród Polonii nie miała zbyt wielu fanów. Zajęła się więc domem i opieką nad dzieckiem, a występowała sporadycznie. A Krzysztof, który koncertował znacznie częściej, znów zaczął romansować. „Byłem kochliwy. Zdradzałem zarówno w pierwszym, jak i w drugim małżeństwie”, wyznał kilka lat temu w wywiadzie dla „Gali”. Choć sam nie stronił od kobiet, był oburzony, gdy dowiedział się, że jego żoną interesuje się inny mężczyzna. „Kiedyś mój synek przez telefon powiedział, że ten wujek, z którym miał chodzić na basen, czasem, jak ogląda telewizję, to całuje mamusię po nóżkach. To był dla mnie prawdziwy wstrząs”, wspominał w „Rewii”. Niedługo później wyprowadził się z domu i niemal od razu zamieszkał z Ewą, barmanką z jednego polonijnych klubów w Chicago. EastNews Od dawna łączył ich romans, bo Krzysztof tak długo ją podrywał, że Ewa – która początkowo nie chciała umówić się z nim nawet na kawę, bo był żonaty i o 14 lat starszy – po pierwszym spotkaniu uległa jego czarowi. Od tej chwili umawiali się na randki, w tajemnicy przed wszystkimi spotykali się w hotelach. Po tym, jak Krzysztof po rozmowie z synem zdecydował, że rozwodzi się z Haliną, mógł już oficjalnie związać się z Ewą. Razem silniejsi Pobrali się w Stanach, ale krótko po ślubie zdecydowali, że chcą mieszkać w Polsce. Wrócili tu w 1985 roku. We troje, bo razem z Ewą i Krzysztofem zamieszkał jego syn. Siła miłości państwa Krawczyków już wkrótce została wystawiona na próbę. Tuż po przeprowadzce u Ewy wykryto guza na nerce. Lęk o to, że nagle straci ukochaną, tak jak kiedyś stracił ojca, sprawił, że piosenkarz odchodził od zmysłów. „Chodził nieprzytomny, potrafił założyć dwie różne skarpetki. Na scenę wchodził po dwóch koniakach. Kiedy usłyszałem, że w kolędzie »Lulajże, Jezuniu« bezwiednie śpiewa »Lulajże, Ewuniu«, widziałem, że jest źle”, opowiadał po latach jego menedżer i przyjaciel Andrzej Kosmala. Wtedy też Krawczyk po raz pierwszy od śmierci ojca zaczął się modlić. A gdy jego żona pokonała chorobę, zaczął odzyskiwać wiarę w Boga. Ostatecznie pojednał się z nim trzy lata później, gdy... niemal nie stracił życia w wypadku. 22 czerwca 1988 roku wokalista wraz z żoną i synem wracał do Warszawy z Kołobrzegu. Był zmęczony, w pewnym momencie zasnął za kierownicą i spowodował wypadek. Skutki były dramatyczne. Ewa, która siedziała na tylnej kanapie, wypadła przez przednią szybę, ale poza wstrząśnieniem mózgu nie miała poważnych obrażeń. Krzysztof miał zmasakrowaną twarz – złamaną szczękę i pękniętą żuchwę. Ale najbardziej ucierpiał syn gwiazdora, który miał stłuczenie pnia mózgu, złamaną rękę, nogę i szczękę. Po tym wypadku Krzysztof junior nigdy nie odzyskał pełnej sprawności. Kilka lat temu w jednym z wywiadów piosenkarz powiedział, że tamto tragiczne zdarzenie paradoksalnie okazało się dla niego zbawienne, bo pozwoliło mu wrócić na właściwe tory. „Dzięki wypadkowi bardziej uwierzyłem w dobroć Boga”, powiedział. Wyznał też, że nawrócenie pomogło mu wyzwolić się z uzależnienia od leków, z którym zmagał się od lat. W walce z tym nałogiem bardzo wspierała go żona, dlatego Krawczyk często powtarzał, że Ewa była jego drugim Aniołem Stróżem. „Miłość uratowała mi życie. Gdybym nie pokochał Ewy, nie wiem, jak by to było”, powiedział. Śpiewać do końca Mistrz reaktywacji. Tak można powiedzieć o Krzysztofie Krawczyku. Wokalista kilka razy odchodził w zapomnienie, by za jakiś czas wrócić w wielkim stylu. W 2001 roku pomógł mu w tym Goran Bregović, potem Andrzej Smolik, który wyprodukował jego płytę „...Bo marzę i śnię”. Sam Krawczyk mówił, że miał ogromne szczęście do ludzi... Krzysztof Krawczyk zmarł 5 kwietnia 2021 roku po długiej walce z chorobą. Jego ukochana żona Ewa, do dziś nie pogodziła się ze śmiercią miłości swojego życia. Zobacz także: Krzysztof Krawczyk przyjął ostatnie namaszczenie! Co się dzieje ze zdrowiem artysty? EastNews64-letni aktor, Andrzej Strzelecki na premierę spektaklu "Dziady" przyszedł w towarzystwie swojego 15-letniego syna Antoniego. Nastolatek jest bardzo podobny do ojca. Może tak jak on zostanie aktorem? 6 Zobacz galerię Dariusz Gałązka / AKPA 1/6 Andrzej Strzelecki z synem 64-letni aktor Andrzej Strzelecki na premierę spektaklu "Dziady" przyszedł w towarzystwie swojego 15-letniego syna Antoniego. 2/6 Andrzej Strzelecki z synem Nastolatek jest bardzo podobny do ojca. 3/6 Andrzej Strzelecki z synem Może tak jak on zostanie aktorem? 4/6 Andrzej Strzelecki z synem Andrzej Strzelecki ma jeszcze 37-letnią córką Joannę. 5/6 Andrzej Strzelecki z synem Widzicie podobieństwo? 6/6 Andrzej Strzelecki z synem Tak Antek wyglądał 8 lat temu. Jako mały chłopiec zagrał w serialu "Barwy szczęścia". Data utworzenia: 11 marca 2016 09:20 To również Cię zainteresuje
.